menu
Jesteś tutaj: Home / Dla Mieszkańca / Aktualności

Wywiad z Patrycją Markowską

Po koncercie w Jastarni

Patrycja Markowska: Morze zawsze działa na mnie w wyjątkowy sposób

Patrycja Markowska przy okazji koncertu w Jastarni specjalnie dla nas opowiedziała m.in. o kulisach współpracy z ojcem, muzycznej wrażliwości czy wyjątkowym przywiązaniu do morza.      

 

Oskar Struk: Ostatnio zdecydowała się Pani na zacieśnienie współpracy z ojcem, czego efektem jest płyta „Droga”. Co było kluczowe w kwestii momentu  jej powstania?
Patrycja Markowska: Od dawna chodziła nam po głowie wspólna płyta. Tata co jakiś czas zagadywał mnie, kiedy zabieramy się do pracy, ale po pierwsze byliśmy bardzo pochłonięci własnymi projektami,  a po drugie chciałam się poczuć gotowa na nagranie takiej płyty. Chciałam być nie tylko córką mojego taty, ale też partnerką jako artystka.  Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć. Kluczem do naszej współpracy była przyjaźń i to, że podobne rzeczy nas poruszają. Wzruszamy się na tych samych filmach i przy słuchaniu tych samych piosenek (śmiech).

- Jak wyglądał proces tworzenia, gdy muzycznie spotykają się wielkie osobowości z różnych pokoleń, lecz o podobnym poziomie wrażliwości?
- Przy tej płycie pracowało się nam naprawdę wspaniale.  Namówiłam tatę,  żebyśmy brali czynny udział na każdym etapie jej powstawania i żebyśmy niczego nie odpuszczali. Z kolei tata namawiał mnie np. do śpiewania w innych rejestrach - trochę niżej, do tego, żeby nie cyzelować każdego dźwięku, tylko pójść na żywioł. Każdy z nas zaprosił do współpracy ludzi ze swojego pokolenia, więc nie mogło obyć się bez tarć, ale kiedy muzyka wypływa z potrzeby serca, musi się to dobrze skończyć. Myślę, że najwspanialsze na tej płycie jest to, że śpiewamy muzykę inną niż każde z nas do tej pory z osobna.
 

- Czy ze względu na Państwa dotychczasowe dokonania można w tym przypadku mówić o wzmożonej presji oczekiwań?

- W tym zawodzie zawsze czuje się pewnego rodzaju presje, ale przy tej płycie wiedzieliśmy jedno, że przede wszystkim my nie mamy na nic ciśnienia, ale chcemy, żeby powstała ponadczasowa muzyka. Nauczyłam się z wiekiem, że nie da się zadowolić wszystkich. Dla mnie osobiście ta płyta jest ogromnym sukcesem artystycznym, wisienką na torcie jest to, że ludzie śpiewają te piosenki na koncertach.

- Ma Pani na swoim koncie bogaty dorobek artystyczny, jednak czy jest jakiś album, który można nazwać kluczowym w kwestii ukształtowania pani osobowości wokalnej?
- Nie wiem, czy wokalnej, ale przełomem była dla mnie praca nad albumem „Alter ego,” gdzie zaczęłam dotykać nowych rejonów w muzyce. Wokalnie staram się cały czas pracować, rozwijać. Jak to kiedyś ładnie powiedziała Natalia Kukulska: „Na samej młodości nie pojedzie się zbyt długo. Ważne jest więc aby całe życie się rozwijać i pracować nad sobą”.-

 

Jeśli poprosiłbym Panią o namalowanie słowami portretu swojego odbiorcy,  to jakby on wyglądał?
-
Ponieważ jestem autorką większości swoich tekstów, zdecydowanie trafiam do kobiet. W najbardziej oddanym fanklubie są dziewczyny, które przez ostatnie lata nie opuściły ani jednego koncertu, nawet jeśli mamy do pokonania całą Polskę.  To są wrażliwe, kochające muzykę i pełne dobrej energii dziewczyny.

Jest Pani osobą o ogromnej wrażliwości,  czy taki stan ducha wpływa jakoś na odbiór muzyki i przekazywanie w niej otaczającego nas świata?
-
Na pewno tak. Czasami nawet zazdroszczę  artystom, którzy mają więcej chłodu, opanowania czy dystansu. Rozdzieram zawsze duszę, dużo mnie to kosztuje, ale też przez to nasze koncerty są wyjątkowe, takich też wybrałam muzyków, kochających scenę, ludzi i muzykę.

Mówi się, że solą pracy artystów są koncerty. Czym różnią się one od codziennej, studyjnej pracy?
- Przyznam, że osobiście zawsze mam lekką tremę przed wejściem do studia. Wolę jak niosą mnie emocje i energia ludzi, wtedy śpiewa mi się najlepiej.
 

 Ze względu na wspomniany wcześniej  bogaty dorobek artystyczny może Pani swobodnie selekcjonować materiał koncertowy. Co decyduje o wyborze konkretnych utworów w danym dniu?
- Gramy bardzo różne koncerty, od klubowych, poprzez wielkie plenery czy imprezy zamknięte,  więc i zadania są różne. Na dużych koncertach plenerowych priorytetem jest porwanie ludzi do zabawy, mamy w tym roku piękne wizuale, ważna jest dobra energia na scenie. Z kolei na koncertach akustycznych możemy trochę poczarować, jest to bardziej intymna relacja z publicznością, ale zawsze staram się grać przekrój mojego materiału - największe przeboje, bo często ludzie czekają na konkretne piosenki. Oczywiście nie da się zagrać wszystkich, ale nie było jeszcze koncertu bez „Świat się pomylił”.

 

Pani koncerty charakteryzuje ogromna energia. Co daje Pani siłę do tego typu ekspresji?
- Od dziecka kochałam Tinę Turner, uwielbiałam patrzeć na koncerty Rolling Stones czy chociażby Perfectu. Ten rock and roll w czystej postaci od zawsze mnie pociągał. Nie wyobrażam sobie przestać przy mikrofonie całego koncertu, poza tym mam naturę ekstrawertyczną i po prostu lubię czasami zaszaleć.
 

 Wspomniała Pani kiedyś, że morze działa na Panią w wyjątkowym sposób, czy spotkając się w Jastarni możemy zatem  mówić o wyjątkowej energii miejsca?

- Na pewno tak. Przyjeżdżam na Półwysep Helski od kilkunastu lat. Mam tu wielu przyjaciół. I rzeczywiście - kocham morze od zawsze. Jak to wyśpiewałam sobie właśnie w piosence „Świat się pomylił” – „Często zwierzam się morzu”. Koncert w Jastarni był wyjątkowy pod każdym względem. Publiczność miała piękną energię, przyjechało bardzo dużo ludzi z campingu, na którym co roku mieszkamy, poza tym grać przy morzu, jest pięknie.

 Na zakończenie: czego można Pani życzyć?

- Wytrwałości, optymizmu, siły, bo w tym zawodzie bywa różnie.

 

Pytania przygotował: Oskar Struk.