menu
Jesteś tutaj: Home / Dla Mieszkańca / Aktualności

Wywiad z Weroniką Korthals

Weronika Korthals: Zawsze czerpałam garściami z kultury kaszubskiej

Weronika Korthals przy okazji recitalu „Miłość mi wszystko wyjaśniła”, opowiedziała m.in.  o początkach na scenie, przywiązaniu do kultury kaszubskiej czy wyjątkowości poezji Karola Wojtyły.   

Oskar Struk: Szerszej publiczności dała się Pani poznać dzięki udziałowi w programie „Szansa na sukces”, której bohaterką była Violetta Villas. Jak wspomina Pani ten występ?

Weronika Korthals: Moje pierwsze występy miały miejsce w rodzinnym Połczynie. Występowałam z okazji święta strażaków, reprezentowałam moją szkołę na konkursach wokalnych. Muzykowałam z moimi braćmi, którzy również grają na instrumentach. Jak miałam 17 lat, to odważyłam się wystąpić w konkursie „Szansa na sukces”. Jadąc na eliminacje, nie wybierało się artysty, którego piosenki chce się śpiewać. Po eliminacjach dostałam telegram z informacją, że dostałam się do programu, którego bohaterką będzie Violetta Villas. Problem polegał na tym, że ja nie znałam jej repertuaru. Pojechałam, więc do hali w Gdyni, aby nabyć jakieś kasety, bo w tym telegramie było 14 tytułów, których się trzeba nauczyć. Mnie przypadła w udziale piosenka „Nie ma miłości bez zazdrości”. Przyniosła mi szczęście, gdyż wygrałam program i na koniec mogłam zaśpiewać z tą wielką artystką.

- Ma Pani również za sobą epizod aktorski i udział w legendarnym musicalu Metro. Czy tamto doświadczenie pomaga Pani w obecnej pracy artystycznej?

- Ja do musicalu Metro trafiłam również dzięki Szansie na sukces, ponieważ twórcy programu wymyślili odcinek, w którym wystąpili laureaci innych odcinków. Dostałam zaproszenie. Śpiewałam wtedy piosenkę „Wieża Babel”. W jury byli panowie Stokłosa i Józefowicz. po tamtym odcinku, kiedy wybrali mnie jak triumfatorkę, zupełnie spontanicznie zaproponowali mi angaż w teatrze Buffo. Wcześniej specjalnie nie przymierzałam się do aktorstwa, tylko wyszło to przez śpiew. Gdy trafiłam po maturze do musicalu Metro, przeprowadziłam się do Warszawy w związku z tym i przeżyłam wspaniałą  przygodę. Natomiast przekonałam się, że moim marzeniem jest śpiewnie autorskiego repertuaru, a nie postępowanie zgodnie ze wskazówkami reżysera. Jednak było to cenne doświadczenie, bo przyniosło mi wiele obycia scenicznego.      

- Wielokrotnie podkreślała Pani  przywiązanie do rodzinnych Kaszub, co ma odzwierciedlenie w pani twórczości. Jak udaje się Pani uwspółcześnić ten piękny język?

-   Bardzo Cieszę się z tego, że pochodzę z Połczyna. Od zawsze język kaszubski był obecny w moim domu, ponieważ rodzice rozmawiali ze sobą tylko w tym języku. Jako dziecko występowałam w kapeli ludowej, grając na skrzypcach kaszubskie melodie. Jeździłam na konkursy recytatorskie. Cudownie to wspominam. To też było bardzo ważne doświadczenie, żeby stanąć przed publicznością, odważyć się, przełamać stres. To wszystko teraz procentuje. Kiedy już podrosłam, to tak sobie zamarzyłam, żeby śpiewać swoje utwory w języku kaszubskim. Trochę mi zależało, żeby go odmłodzić. Bardzo sobie cenie wiadomości od młodych ludzi, którzy mówią, że dzięki mojej muzyce odkryli ten język i to właśnie dzięki nim on wciąż żyje.

- Spotkaliśmy się w Jastarni przy okazji koncertu poezji Karola Wojtyły. Jak udało się Pani przełożyć warstwę poetycką na grunt muzyczny?

- Krokiem milowym do poezji Karola Wojtyły była moja wcześniejsza płyta do tekstów Księdza Jana Twardowskiego. To był piękny czas bardzo owocnej pracy. Po czym minęło kilka lat i zostałam poproszona przez organizatorów konkursu plastycznego poświęconego pamięci papieża, żeby napisać do niego oprawę muzyczną. Pomyślałam, że warto wykonać coś, co będzie ukłonem w kierunku jego twórczości. Wyszukałam kilka tekstów, do których napisałam muzykę, żeby ta oprawa konkursu plastycznego była spójna z wydarzeniem. W tamtym momencie nie myślałam, że będę nagrywać płytę. Jednak ta przygoda tak mi się spodobała, że postanowiłam ją nagrać. W tych tekstach jest tyle mądrości, prawd o życiu, że dla mnie to było bardzo rozwijające.

- Koncert odbył się również w walentynki. Pani romantyczną stronę ukazuje piosenka „wstrzymam  czas”, do której teledysk był nagrywany w Izraelu. Jaka była geneza jego powstania?

- To jest nasza małżeńska twórczość, bo słowa napisał mój mąż. Ja przy gitarze ułożyłam linię melodyczną i ta piosenka sobie leżała przez jakiś czas w szufladzie. Po jakimś czasie nagraliśmy to w studiu. Mój serdeczny kolega Bartek Kunc, który zajmuje się mediami, powiedział: nagrajmy do tego teledysk i wymyślił, że zrobimy to w Izraelu. W dodatku wystąpił w nim Mister Polski 2017, Jakub Kucner. Tutaj się okazało, że musiałam wykorzystać predyspozycje aktorskie, bo musiałam odgrywać romantyczne sceny z obcym mężczyzną. To nie było łatwe doświadczenie i też mi pokazało, że aktorstwo to nie do końca moje klimaty.

- Jak wyglądałby portret Pani odbiorcy, gdyby go Pani miała namalować słowami?

- Ten odbiorca przez lata ewoluował. Dwadzieścia lat temu moimi odbiorcami byli nastoletni słuchacze, którzy chcieli skakać pod sceną i najważniejszy był rytm i zabawa. Dojrzałam jako artystka i obecnie warstwa tekstowa jest dla mnie bardzo ważna. Dlatego też moimi odbiorcami są osoby, dla których też jest ona równie istotna.

- Jaki wyznacza Pani sobie dalszy cel swojej działalności?

- Muszę przyznać, że raczej nie stawiam sobie długofalowych celów. Zazwyczaj myślę krótkoterminowo. Teraz zamykamy płytę z poezją Karola Wojtyły. Chciałabym ją dopracować, żeby każdy dźwięk był dopieszczony, a płyta spójna. Chciałabym zagrać jak najwięcej koncertów z tym materiałem i zarazić słuchaczy poezją papieża, ponieważ jest w niej wiele mądrości.

- Na zakończenie: czego można Pani życzyć?

- Tak banalnie? (śmiech) Zdrowia i miłości.