menu
Jesteś tutaj: Home / Dla Mieszkańca / Aktualności

Z pasją przez życie

Zbigniew Wójcik

Z pasją przez życie: Zbigniew Wójcik
Kolejna odsłona cyklu Z pasją przez życie przyniosła wyjątkowego rozmówcę. Jest nim Pan Zbigniew Wójcik, akordeonista, który gościnnie wystąpił w Jastarni. Jego niezwykłość polega na tym, że na akordeonie gra od blisko 70 lat, będąc jednym z najstarszych adeptów tego instrumentu w Polsce. Zachęcamy do zapoznania się z treścią wywiadu z tym prawdziwym pasjonatem muzyki.

Oskar Struk: Jak zaczęła się Pańska przygoda z akordeonem?

Zbigniew Wójcik: Moja przygoda zaczęła się od tego, że mój ojciec grał na akordeonie. To było jeszcze w czasach wojny. Akordeon był zrobiony przez Pana Ciuka, bo nie było wtedy fabryki akordeonów. Był zbyt oporny, żebym mógł na nim grać, gdy w wieku 12 lat poszedłem do szkoły muzycznej w Będzinie. Dlatego przez pierwsze pół roku zostawałem po lekcjach i ćwiczyłem, bo nie było w domu instrumentu, na którym dałoby się grać. Mój ojciec pracował na kopalni Grodziec i tam były tzw. talony dla górników. W ten sposób ojciec kupił mi mój pierwszy akordeon. Moja kariera akordeonowa mogłaby się skończyć, ponieważ w tym czasie nie było szkoły średniej ani wyższej klasy akordeonu. Chcąc się rozwijać muzycznie, trzeba było zmienić instrument. Później zawodowo zająłem się naprawą telewizorów. Byłem jednym z pierwszych fachowców w Polsce w tej dziedzinie. Historia mojego życia do czasów emerytury to jest rozwój telewizji w Polsce. Jednak muzyka była mi bliska i akordeon cały czas mi towarzyszył.     

Przy okazji, jakich uroczystości można było Pana usłyszeć?

Grywałem na uroczystościach rodzinnych, ale byłem też członkiem różnych zespołów. Podczas nauki w Warszawie stworzyłem zespół, z którym dwukrotnie graliśmy w ambasadzie Amerykańskiej. Moje uszy były ciągle nastawione na akordeon. W tamtym czasie nie było możliwości, aby wejść do Internetu i posłuchać, więc szukałem każdej melodii tego instrumentu.

Jak obecnie wygląda Pański kontakt z akordeonem?   

W 65 roku życia przeszedłem na emeryturę. Mieszkam w Siewierzu, gdzie też jest dom kultury. Powstał tam zespół chóralny, składający się z 30 osób, któremu przewodniczyłem. Występowały tam emerytki. Mamy piękne nagrania. Niestety zespół się rozpadł. W tej chwili udzielam się sporadycznie, w miarę potrzeb. Gram w klubach czy prywatnych domach opieki. To mnie cieszy, bo ludzie przy pomocy opiekunów wstają z wózków i tańczą do mojej muzyki (śmiech).

Podczas koncertów w Jastarni pokazał Pan bardzo wiele utworów w różnych gatunkach muzycznych. Czy są jakieś melodie specjalne napisane pod akordeon?

Akordeon to bardzo plastyczny instrument. Nie wymaga akompaniamentu, na basach sami możemy go tworzyć, natomiast na klawiszach możemy zagrać praktycznie każdą melodię. Standardy jazzowe, muzykę poważną czy popularną. Ja preferuję improwizację. Wstyd się przyznać znam tylko jednego oberka i kujawiaka, którego i tak nie zdążyłem zagrać (śmiech). Ja mam świetną pamięć muzyczną. Natomiast mam licznik przy domu i jak go odczytuje, to po powrocie do domu już tego nie pamiętam (śmiech).

Jak wygląda Pana przygotowanie do występu?

Ja nie robię tego zawodowo tylko sporadycznie. Jeżeli chodzi o przygotowanie, to mnie dopinguje, gdy mam jakieś plany związane z występami. W związku z pandemią z tymi planami było różnie. Gdy nie mam występów, to nie gram na akordeonie. W związku z wiekiem straciłem trochę na technice. Miałem problemy cieśnią nadgarstka, ale mam zoperowane obie ręce i już mi to nie przeszkadza. Technicznie nie jestem za mocny, natomiast bardziej gram sercem.

Jak dużą rolę w ukazaniu walorów akordeonu szerszej publiczności odegrał Marcin Wyrostek, triumfator II edycji Mam talent?

Ja Marcina Wyrostka znam od czasu Mam talent, to jest ponad 12 lat. Nagrałem wszystkie jego występy i podarowałem mu płytkę na pamiątkę. Marcin pochodzi z Jeleniej Góry. Tam skończył, średnią szkolę muzyczną. Później u prof. Pichury w Katowicach skończył akademię muzyczną. Ja go podziwiam, ponieważ jest to wirtuoz akordeonu światowej klasy. Miał zakontraktowane wiele koncertów, m.in. w Chicago, ale pandemia zmusiła go do przełożenia tych planów. Czaruje swoim akordeonem. To on wprowadził akordeon do filharmonii.

Jaką osobą jest Marcin Wyrostek?

Ja Marcina traktuję jak syna, przyjaźnimy się. U niego nie ma żadnego zadufania w sobie. To jest bardzo skromny człowiek i bardzo pomocny. Jest taki akordeonista Piotr Biazik, który dostał udaru. Co jakiś czas odbywają się koncerty charytatywne, by zbierać środki na jego rehabilitację. Opowiedziałem Marcinowi historię mojego kolegi, który również wymaga rehabilitacji. Zapytał jak może pomóc. Zaproponowałem, czy może zagrać na jego rzecz. Wówczas był zaproszony do Panamy na Światowe Dni Młodzieży. Mimo to zagrał w pierwszej części tego charytatywnego koncertu, a następnie zdążył na samolot. Marcin ma otwarte serce na ludzi potrzebujących.
 

Jak Pan to robi, że pomimo upływu lat utrzymuje się w tak świetnej kondycji fizycznej i intelektualnej?

Mam w miarę dobre zdrowie. Zawdzięczam to lekarzom z Kliniki Chorób Serca w Zabrzu. 6 lat temu przeszedłem ablację serca i od tego czasu przyjmuję leki na rozrzedzenie krwi, ale w miarę dobrze się czuję. Żyję w dobrym otoczeniu lasu. Z żoną utrzymujemy się w zdrowiu.

Jak do tego doszło, że dwukrotnie mogliśmy Pana usłyszeć w Jastarni?

Jeżdżę z akordeonem po całym świecie. Kiedyś na granicy celnicy chcieli mi zaplombować akordeon, ale zagrałem i tego nie zrobili, ale wpisali do paszportu. Przyszedłem do Miejskiego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Jastarni. Zaprezentowałem się i powiedziałem, że chciałbym zagrać dla turystów. Pani dyrektor uprzejmie się zgodziła i tak do tego doszło.

Jakie wyznacza Pan sobie muzyczne cele na przyszłość?

Wymieniamy się z kolegami nutami, staram się tworzyć autorskie melodie. Cały czas poszerzam swój repertuar.

Skąd Pan czerpie tyle pozytywnej energii do działania?

Moim motorem do działania jest Pasja. Trzeba mieć pasję i starać się żyć tak, żeby dzień nie był podobny do dnia. Nie zawsze to się udaje. Trzeba też z ludźmi przebywać i w ramach możliwości wychodzić do kina czy teatru. Ja staram się to robić.


Na zakończenie: czego można panu życzyć?

Przede wszystkim zdrowia i tego, żebym mógł tu przyjechać za rok. Jesteśmy pierwszy raz na Helu i bardzo nam się tu podoba.

 

 


Rozmawiał: Oskar Struk.